Rodzinna tradycja Dobrzańskich od trzech pokoleń
To jeden z najstarszych ręcznie nakręcanych zegarów ratuszowych w Małopolsce. Właśnie mija 120 lat od czasu kiedy na wieży ratusza w Nowym Sączu ruszył zegar. Od samego początku opiekuje się nim rodzina Dobrzańskich. Tuż po zamontowaniu mechanizmu, zegar nakręcał i konserwował Jan Dobrzański, potem jego syn Henryk, a teraz zajmuje się tym wnuk Jan, który również prowadzi rodzinny zakład zegarmistrzowski przy ulicy Jagiellońskiej. Powstał on kilka miesięcy po tym, kiedy na wieżę trafił mechanizm zegarowy. Praca przy nakręcaniu zegara ratuszowego do łatwych nie należy i wymaga wielu wyrzeczeń. Kilka razy zdarzyło się, że Jan Dobrzański nie mógł nakręcić zegara, bo zachorował, albo przebywał poza Nowym Sączem. Na szczęście tak przeszkolił córkę, zięcia i żonę, że potrafią to zrobić.
Jest to piękna rzecz, ale uciążliwa. Bo trzeba być codziennie. Samo nakręcenie zegara nie jest trudne, ale trzeba mieć sporo siły. Codziennie za pomocą korby należy podnieść trzy 75 – kilogramowe wagi. Podniesienie każdej wymaga przekręcenia mechanizmu 25 razy. Nie każdy ma do tego siłę i kondycję. Co więcej, żeby wejść do mechanizmu, należy pokonać w jedną stronę 112 schodów. Codziennie jak idę, to sprawdzę mechanizm, naoliwię – mówi Jan Dobrzański, który opiekuje się zegarem.
Uciekła z nowosądeckiego getta i ukryła się w zegarze
Sam zegar kilka razy przechodził już remont. Mechanizm i tarcze mocno ucierpiały podczas wybuchu zamku w trakcie II wojny światowej. Zegar pamięta też smutną historię. W trakcie okupacji w mechanizmie ukrywała się żydówka, narzeczona pracownika zakładu zegarmistrzowskiego Dobrzańskich, Stefana Mazura, którą ten wydostał z getta. Kobieta w mechanizmie spędziła 3 miesiące. Potem para uciekła na wschód Polski. Oboje dożyli późnej starości.
Podobne ręcznie nakręcane zegary pochodzące z tego samego okresu można znaleźć w klasztorze Sióstr Klarysek w Starym Sączu, czy w kościele w Grybowie.