Niektórzy miesiącami podnosili się po wiosennym zamknięciu, dostosowali się do nowych wytycznych sanitarnych i przygotowali do tego swoje lokale. Teraz ich biznesy stoją puste. Wielu już liczy straty, inni próbują zachęcić klientów do kupowania dań na wynos. Jak się okaże, to jednak problemu nie rozwiąże, bo z takiej opcji korzysta bardzo mało sądeczan.
My szacujemy, że spadki mogą być nawet do 80 procent – mówi Dawid Sobarnia, właściciel restauracji Galicja w Rynku. - Inne branże mogą normalnie funkcjonować, jak sklepy spożywcze, gdzie gromadzi się dużo więcej osób niż w restauracji, a nas zamknięto. Przerzuciliśmy wszystko na dostawy, ale to jest tylko 20 procent dochodów. My z tego zapłacimy rachunki, ale co dalej. Mamy zatrudnionych pracowników, ZUS trzeba zapłacić.
Niektórzy restauratorzy nie wyobrażają sobie najbliższych tygodni. Decyzję rządu o zamknięciu restauracji komentują krótko - „To nasz gwóźdź do trumny”.
My po ostatnim lockdownie, kiedy otworzyliśmy się w maju, tak naprawdę odbiliśmy się trochę finansowo dopiero w połowie września, a w październiku już mamy decyzję o ponownym zamknięciu – mówi Barbara Żytkowicz, współwłaścicielka Bistro Da Sandro. - My mamy powiązane ręce. Musimy opłacić pracowników, czynsz, rachunki, a z czego? Sami nie wiemy co dalej zrobić. Nie wiemy co dalej będzie – dodaje współwłaściciel restauracji Alessandro Di Giovani.
W jeszcze gorszej sytuacji w Nowym Sączu znalazły się kawiarnie. Większość z nich jest w ogóle jest zamknięta. Gastronomia, to kolejna branża, która cierpi wskutek drugiej fali epidemii koronawirusa. Zamknięte są także siłownie, baseny, parki wodne, oraz domy weselne. Rzad zapowiada rekompensaty dla biznesów, najbardziej dotkniętych skutkami epidemii, ale na razie szczegółów w tej sprawie nie ma.